Odwiedzili mnie rodzice. Mimo, że trzydziestka na karku, to matka o synu nie zapomina nigdy. NIGDY. Więc w lodówce rarytasy. Sałatka warzywna, pierogi z mięsem, jest nawet ciasto. To dobrze, ponieważ przez gapiostwo nasze domowe nie skojarzyliśmy faktów, że piątek dniem wolnym od pracy wszelkiej jest i lodówka jeszcze rano mroziła tylko powietrze.
Poza wydarzeniami rodzinno gastrycznymi, dzień spokoju. Oddaję się relaksowi. Wypoczywam od świąt, nowego roku, pracy. Bonusowy piątek jest naprawdę kojący.
Przez te błogie nic ponad i tylko tyle ile muszę, mam czas pozazdrościć. I zazdroszczę. Izie i Piotrkowi, którzy wybrali się w podróż przed siebie. Tak po prostu. Porozdawali całą swoją polskość zbieraną przez lata znajomym, dali buziaka rodzicom, wsiedli w samolot i tyle ich widzieliśmy. Teraz obdarzają nas cudownymi fotkami z podróży (nienawidzę ich instagramu) oraz opisują, całą przygodę (nienawidzę ich bloga). Nikt nie wie czy wrócą z powrotem do Polski, nikt nie wie gdzie się zatrzymają na dłużej i ta niewiedza jest cholernie wciągająca i ekscytująca – nawet jeśli sam bezpośrednio w tej przygodzie nie biorę udziału.
Buziaki dla Was łobuzy, w jakimś procencie mi Was nawet brakuje.