Oglądałem dzisiaj porodówkę. Kostyszyn mówi, że jest super, ja jej wierzę (chyba), a przynajmniej chcę wierzyć. Gdyby to do mnie należała cała ta sprawa z rodzeniem, robiłbym wszystko, żeby urodzić w domu – choćby w wannie, a że jest to modne i zarazem cudowne przeżycie mogliśmy dzisiaj obserwować na Facebooku, gdzie jakaś Pani transmitowała swój poród LIVE. W Wannie właśnie. Dziecko zdrowe. Mam zmęczona. Gratulujemy. Łapka w górę.
Szpitale.
Szpitale przerażają. Wchodzimy i od razu mamy grypę, raka, ból brzucha. Jakby śmierć za nami człapała, siedziała nam na karku, gęsiła skórkę na plecach. Po części tak właśnie się dzisiaj czułem na porodówce, gdzie raczej za życiem wszystko, niż przeciw niemu. No, ale jakoś tak…szpital to szpital i uczucia wrednego pozbyć się szybko nie da, nawet jeżeli obsługa to filigranowe młode blondyneczki i „silne” czterdziestki.
PS Również dziś miałem możliwość obejrzenia wózka za 15 tys. polskich złotych. Bez alufelg, klimatyzacji, bez napędu, nawet radia nie ma w pakiecie, pomyśleć, że ktoś kupuje coś takiego i wsadza tam istotę, która cały wózek może oblepić tym, co aktualnie ma w brzuchu.
Ciąg dalszy nastąpi.