128 - krzysia zjadł rak - Paweł Bielecki

128 – krzysia zjadł rak

12 października 2017

Jeżeli ktoś z mojego rocznika umiera, to znak, że teraz już mamy przechlapane. No i umarł psia mać. Krzysiu taki. Silny był, bystry był, jadł dużo, a jego zjadł rak. I jadł go przez kilka miesięcy, aż Krzyś powiedział dość i psikusa zrobił światu i chorobie mówiąc „koniec, spierdalam”.

Rocznik mój wyczuwa teraz zapach mydła betadine i szpitala. Ale wszystko będzie dobrze. Grunt to dobry humor i wiara, wiara, wiara. Kiedy nie można wiedzieć, to trzeba wierzyć. Wiara więc staje się czymś podrzędnym wobec wiedzy. Bo lepiej w niewiedzy, niż w wiedzy, czyli w wierze. Z kolei posiadać wiedzę w postaci informacji o osobistym deadlinie, do przyjemności na pewno nie należy. Krzysiu miał deadline i go znał. Zadanie wykonał przed czasem, choć w treści, to jest w diagnozie nie było napisane ASAP.

I widzisz kurwa Krzysiu, tylko zamęt zrobiłeś tym odejściem swoim i przypomniałeś, że nie jesteśmy nieśmiertelni. I nie będziemy, choć mocno wierzymy w to, że właśnie tak jest.

Duchów nie ma, ale Krzysiu mnie nawiedza, przez co mam ochotę odżywiać się zdrowo i prowadzić prawidłowo, by do Krzysia szybko nie dołączyć. Łykam magnez, bodymax + i jeszcze dla pewności biorę witaminę C. Jutro nie umrę.

Najsmutniejsze i najzabawniejsze w Krzysiu jest to, że pod koniec często wracał do tych samych książek, rozmów, smsów, pytał o to samo, powtarzał i odtwarzał, to, co było dla niego ważne. Nie dlatego, że zwariował. Nie wiedział po prostu, czy usłyszy, zobaczy lub dotknie czegoś po raz kolejny, czy po raz ostatni. Korzystał. I poszedł.