122 - paruję z nerwów - Paweł Bielecki

122 – paruję z nerwów

17 września 2017

To jeden z tych dni, o których mógłbym zapomnieć, bo tak, bo sport, jedyny jaki oglądam, jedyny jakiemu się w pełni poświęcam, a poświęciłem wiele. Nerwów, radości czy łez, wtedy, kiedy byłem dzieckiem. I brzmi to bardzo głupio i może głupie się wydawać, ale przecież nic złego w posiadaniu pasji nie ma. Mamy dwa Ferrari na starcie w GP Singapuru i dwa Ferrari nie pokonują nawet pierwszego okrążenia. Nerwy. Nie mam pilota i pewnie gdybym go miał, to już by nie istniał. Wychodzę więc do drugiego pokoju, robię dwa kółka i wyłączam transmisję. 20 wyścigów, to 20 niedziel w których nie istnieję dla świata. Nie ma rzeczy, która może mnie od tego odciągnąć. To moja przestrzeń, w której się zamykam. Dziś ta przestrzeń dała mi w policzek, ba, skopała mnie niemiłosiernie, obudziła nienawiść i zło. Paruję. Wciągam nauczkę z wyścigu, transferuje ją na swój język i przekładam na życie. Bo życie, praca, miłość jest podobna do weekendu grand prix. I nie. Nie liczy się tylko wygrana. To strategia, spokój, docenianie zarówno upadków jak i wzlotów. Dziś upadło Ferrari. Ja upadłem razem z całą scuderią. I mimo, że jest to rzecz, która nie dotyczy mnie bezpośrednio, czuję jakby dotyczyła mnie najbardziej. Po ludzku mówiąc jestem wkurwiony i pomieszany ze smutkiem.