Piszę do Was jako chory człowiek. Chory w głowie. Świat dziecka bowiem pląta mi się ze światem marketingu.
Budzę się mając na języku tylko jedno słowo: „dada” – chodzi o markę pieluch dziecięcych – i gotowy spot reklamowy jaki przez sen wyświetlał się w mojej podświadomości.
Nad dzieckiem stoi mama i w kółko powtarza „mama, mama, mama”. Potem przychodzi ojciec i aż do wieczora cały czas powtarza dziecku „tata, tata, tata”. Sceneria psychodeliczna, mroczna, oczami dziecka widzimy rodziców i ich zniekształcające się twarze, dźwięk to echo, narastający, plątanina słów etc; twarze wyglądają nienaturalnie.
Sceneria się zmienia. Świeci słońce, to jest ten dzień, dziecko wyrywa się z wypowiedzeniem pierwszego słowa, do łóżeczka podbiegają rodzice. Tato czeka na „tata”, mama na „mama”. W tle dziecięcego łóżeczka znajduje się okno, widać jak pogoda się zmienia, słychać grzmoty, sceneria staje się gęstsza obraz delikatnie ciemnieje.
Najazd kamery na twarz dziecka, najazd kamery na twarze rodziców i znów na dziecko, które wypowiada pierwsze słowo: „DADA”. Matka mdleje, ojciec uderza pięścią w stół, dziecko się śmieje, wchodzi tekst i lektor, który mówi: „pierwsze słowa są najważniejsze”.
Potem dada wyprzedaje wszystkie produkty z marketów, a ja zarabiam pieniądze.