056 - zalałem sąsiada - Paweł Bielecki

056 – zalałem sąsiada

2 lutego 2017

Człowiek zostaje w domu, by spokojnie popracować, by zebrać myśli w całość, by odetchnąć od gwaru miasta, ale nie, nie można sobie takich rzeczy planować. Zwłaszcza spokoju, bo zawsze znajdzie się coś i ktoś lub rzeczy martwe.

Pani spod jedynki od czterech dni płacze i kłóci się z dozorcą, że coś jej kapie. Nie, nie w mieszkaniu. W garażu. Faktycznie, kapie, nawet dwa razy w tą nakapaną kałużę wypływającą spod drzwi wdeptuję. Nie kapie w domu, to trzeba się cieszyć, a tak, to może auto czyste będzie mieć Pani od tego kapania, bo zawsze takie nieczyste, brudne, ujebane – nie mówię tego na głos tylko sobie w myślach tak szkaluję sąsiadkę.

Dozorca zapytał mnie wczoraj czy u nas coś kapie. Mówię, że nie kapie, bo jakby kapało, to bym przecież cały ten „kap, kap” słyszał, a tu „kap, kapu” ani widu, ani słychu. Kłamię, że sprawdziłem rury. Sprawdzam je dopiero dzisiaj rano. No i psia mać wilgotne i słychać kap, kap i jeszcze jedno kap nawet.

Już wiem, że nie popracuję tak jakbym chciał. Dzwonię po dozorcę. Dozorca przychodzi. Mówi, że kapie, ja mówię, że kapie, obaj wiemy, że kapie i mówimy „nooooooo, kapie”.

Dozorca mówi, żeby tylko się nie skończyło na tym, że trzeba będzie ścianę burzyć. Odpowiadam dozorcy, że skończyć się tak raczej nie może. Obaj wzdychamy. Dozorca wychodzi, by za dwie godziny przyjść z ekipą w liczbie sztuk dwóch. Panowie mówią, ze trzeba kuć, że przez płytkę trzeba dojść do rury z której sika, ciecze, wylewa się woda. Ja mówię proszę kuć. I kłują.

Pomiędzy jednym, a drugim uderzeniem młotka przychodzi do mnie Tycjan. Rozmawiamy, ale ledwo się słyszymy. Pan z młotkiem wybija nam zebrane myśli, więc rozmawiamy bezmyślnie. Pewnie o pracy.

Po dwóch godzinach mieszkanie pachnie wczesnym stanem developerskim. Panowie wychodzą i zostawiają mnie z brudnym parkietem i dziurą w łazience. To pewnie przez to, że nie zaproponowałem im niczego do picia. Ale przecież pracowałem, nosz kurna!!

Przyzwyczajam się do nowego designu w łazience. Industrial to dobre słowo. Jeszcze tylko wyjdę z psem i wreszcie będę mógł zrealizować swój plan z rana. Popracuję w spokoju, co z tego, że dopiero o 20. Jutro planem jest brak planu. Poczekam na dozorcę.