Bardzo cieszę się, że żyję w czasach, w których kobietom się nie ujmuje. Niczego. Mają te same prawa, ich głos jest tak samo ważny i przede wszystkim są doceniane – może nie wszędzie, może nie w każdym mieście i w każdej wsi, ale status kobiet się zmienia; przestają być tłem, wychodzą ze stereotypów, które od lat nosiły na swoich barkach. I dobrze!
Kino. Oglądamy sobie z Magdaleną „Sztukę kochania” i myślę sobie, że dalej jesteśmy w latach 70-tych, nie tylko jeśli chodzi o seks (aktualnie przyjęliśmy filmy porno za wyznacznik całej namiętności na który ślepo, bez pytań się zgodziliśmy; namiętność przez przedmiotowe traktowanie), chodzi raczej o to, czego kobieta potrzebuje. A potrzebuje wiele. Zrozumienie tego, to klucz do ważnej relacji, do dobrego związku – w skrócie – do szczęścia.
Sam seks kiedyś się znudzi. Dlatego uczmy się namiętności, starajmy się zrozumieć pojęcie bliskości. To nie boli.
Pozwolę sobie zacytować jeden z artykułów jakie ostatnio przeczytałem: „Nie każdy chce być świadomy samego siebie i drugiej osoby, bo to jest trudniejsze. Można więc pozostać w schematach rzeczywistości porno – tego bazarowego, przaśnego, na granicy śmieszności.”
Pięknym wyzwaniem jest poznać drugą osobę.