Łup, łup, łup rąbie gdzieś muzyka puszczana z auta pod moim oknem. W sumie nie do końca pod moim, z punktu widzenia pomieszczenia, w którym aktualnie przebywam, ale pod oknem od pokoju dziecka. Czyli prawie jak pod moim. Jest grubo po północy, a dziecko śpi snem niespokojnym przez jakiegoś osiedlowego idiotę.
Wychodzę z psem i od razu żałuję, że to nie pies Seby, to znaczy taki, który w walkach ulicznych zjada inne psy i ludzi, i wszystko co ręka dresem owinięta wskaże. Argumenty mówiące, że Parson Russell Terrier niewielki rozmiarami, za to z dużym sercem do walki jakoś mnie nie przekonują. Nie będę tłumaczył przyszłej ofierze, że mimo postury, pies mój jak osioł uparty i że atakować będzie nawet z oderwanymi kończynami, bo po co?
No i idę. No i stoi. Srebrne Audi A6 w wersji Allroad. Obok Audi najebany Janusz rozmawiający głośno przez swoją komórkę – im gorzej słyszy swojego rozmówcę, tym bardziej krzyczy. Z kolei w Audi zasiada kolega Janusza z otwartymi nie szybami – to jeszcze bym zniósł, ale z drzwiami i puszcza swoja idiotyczną muzykę. Jest głośno. OpenDoora mi ktoś robi pod oknami.
No zajebie. Zamorduję. Karki poskręcam. Gdyby broń była w Polsce legalna wróciłbym po nią i wpakował cały magazynek nie tyle w Januszy, co w te pieprzone głośniki klasy premium. Wrócę po gaz! W domu mam gaz! Ale skoro widzieli z której klatki wychodzę, to wiedzą gdzie mieszkam. Kurwa! Więc wrócą! Więc gaz nie.
Wychodzę z psem z osiedla. Spacerujemy. Mija 45 minut.
No i wracam. No i stoi. Srebrne Audi A6 w wersji Allroad. Obok Audi najebany Janusz, który skończył rozmawiać przez komórkę, z kolei w Audi kolega Janusza puszczający muzykę na full. Idę prosto na nich jak husaria na armię szwedzką pod Kircholmem w 1605 roku. Odległość kurczy się z każdym krokiem. W końcu staję obok drzwi kierowcy i wypalam: „czy mógłbyś ściszyć muzykę, bo grasz mi pod oknem, a za tym oknem, łóżeczko, a w łóżeczku moja córka, która śpi i stan ten chciałbym zachować”.
Cisza.
Milczenie.
W głowie kierowcy Audi przewracają się moje słowa, jak dmuchany przez wiatr piasek na plaży. I kiedy już widzę, że nadchodzi odpowiedź, kiedy te wszystkie mięśnie spinają się na tych parę słów, lęk mnie ogarnia delikatny.
„O kurwa sorry, nie ma problemu!” i gość ścisza muzykę. I do tego przeprasza!
Kultura zwyciężyła. Przez godzinę jestem podbudowany ludzkością.