Przez większość dnia obserwuję sufit. W zależności od pory dnia i ułożenia światła wyobrażam sobie różne kształty – tu smok, tam strzała, tutaj zdeformowana twarz. W nocy z kolei pełen pasji romans z sedesem, zakończony drzemką w ubikacji. Przeklinaliście kiedyś w głąb muszli klozetowej? Polecam! Wyzwala.
Rano, wycieńczenie. Jestem przeciwieństwem słowa energia. No i jeszcze stan podgorączkowy. Nici z pracy, czytania książki, nawet oglądanie filmów nuży, bo zaraz zasypiam. I kwitnie we mnie uczucie frustracji. Choroba ustawia mi stosunek do życia i tylko czekam, kiedy wyjdę z tego znoju zatrucia.
Smecta, Nifuroksazyd, elektrolity i interbiotykC moi dzisiejsi przyjaciele, którzy mają postawić mnie na nogi w trybie ekspresowym. Gadam do wewnątrz siebie i motywuję organizm „walcz, walcz, walcz” i nucę „Eye of the tiger” – przyjmę każdy inny absurdalny sposób, byle tylko czuć się lepiej.
Od jutra chciałbym sobie pożyć.
PS Łapie się mnie stereotyp mężczyzny i choroby. Zatrucie (normalna rzecz), a ja (oczywiście) umieram. Rozprawiam się z nim (ze stereotypem) jak mogę, ale walka ta jest dość trudna. Niemniej, staram się!