Noc z 14. na 15. lipca była dla mnie szczególna. Oto po kilkunastu latach znów poczułem to dziwne uczucie, które ostatni raz towarzyszyło mi, kiedy samoloty wbijały się w World Trade Center.
Żyjemy w kulcie LIVE, wszystko, co warte obejrzeć, jest nadawane „na żywo” – wiemy, że w danym momencie dzieje się coś ważnego; lubimy, kiedy obraz ma autorytet nadawcy przekazu, świadka wydarzenia. Za sprawą social media jesteśmy wewnątrz całej akcji – to zjawisko niespotykane jeszcze parę lat temu. Tak bardzo odczułem je podczas zamachów we Francji.
Nicea. Francja.
Eksperci od terroryzmu milczą. Czekają. Nikt nie chce wyciągnąć pochopnych wniosków. Internet z kolei wrze, stream szaleje. Jestem w samym centrum informacji, wręcz przeklikuję się po tragedii. Widzę martwe ciała, krew, próby reanimacji poszkodowanych. Widzę sceny, które oglądam z niesmakiem i pytam samego siebie: czy została w nas jeszcze jakaś godność?
Zgiełk. Mnogość komunikatów. Właściwie możemy sobie wybrać dowolny „punkt widzenia”. Co chwila na streamie ląduje nowe zdjęcie lub pojawia się nowa relacja, wideo LIVE na Periscope lub Facebooku, gdzie osoba biegająca z telefonem przekazuje – jak się jej pewnie wydaje – pełnoprawną i rzetelną informację.
Relacje różnią się od siebie. Mają inną moc. Jedni opisują tragedię, mówiąc coś szybko do kamery, pokazują jedynie kadry ogólne, żadnych szczegółów. Drudzy bezszelestnie przemykają pomiędzy zwłokami, ludźmi, którzy mają swoje ostatnie 5 minut na tym świecie, pomiędzy reanimowanymi oraz tymi, którzy są w szoku. My to wszystko widzimy.
Ten drugi typ to relacje chaotyczne, niewiele na nich widać, bo nadawcy skupiają się przeważnie na pokazywaniu drastycznych scen, przez co całość relacji odczuwamy niezwykle emocjonalnie. Jak trzeba być ślepym, by o skali tragedii zdać sobie sprawę dopiero w momencie, gdy zobaczy się zwłoki; realne zwłoki osób, które parę minut temu żyły. Jest to dla mnie niepojęte, że musimy sięgać do tego typu bodźców.
Uwaga jest walutą, mniej lub bardziej wie to każdy, kto używa social media. Jeśli się nie przyciągnie uwagi, to medium nie istnieje.
Zgadnij, które relacje cieszą się największą popularnością…
Klasyczna telewizja przegrywa pierwsze chwile o uwagę z internetem, jakiś czas zapewne trwa przegląd informacji, a materiały zostają „ocenzurowane ze śmierci”. Etyka dziennikarska jeszcze istnieje. Inteligenty przekaz oraz profesjonalna opinia także. Oddycham spokojniej.
My, tuba terroryzmu
Nie da się ukryć, że dzięki współczesnym mediom terroryści są zdecydowanie silniejsi. Im bardziej ich czyny są nagłaśniane, tym bardziej stają się mocniejsi. Wiemy o nich coraz więcej, podświadomie czujemy, kto może stanowić zagrożenie, a to rodzi napięcia społeczne. Kolportowanie drastycznych filmów? To ich marzenie, w ten sposób stajemy się darmowym narzędziem marketingowym. Co z tego, że jesteśmy oburzeni, wyrażamy opinie – jeśli podajemy dalej przerażający obraz masakry, to w głowie odbiorcy prawdopodobnie zostanie widok tego, co zobaczy, a nie nasza opinia – i o to im (terrorystom) chodzi.
Pomyśl! Życie grup terrorystycznych jest uwarunkowane zainteresowaniem mediów. Te z kolei nie mają wyjścia, muszą informację podać dalej, muszą służyć nam…przy okazji oddając wielką przysługę terrorystom, gdy nagłaśniane są wszelkie ataki. I ja mediom szczerze współczuję, a zwłaszcza osobom, które decydują o tym, co i jak lub czy pokazać.
Fascynacja złem
Zło przyciąga uwagę, zło nas fascynuje między innymi dlatego, że jest obok nas, jest czymś niewyobrażalnym, wywołuje w nas strach i poczucie zagrożenia. Strach przed niewiadomą wiąże się w naturalny sposób z chęcią przetrwania. Poza scenami, jakie pokazywali użytkownicy social media, przeraziła mnie również fala nienawiści, która przetoczyła się przez kanały społecznościowe.
To, że odbieramy informacje, pozwala nam na ich interpretacje – to oczywiste. Bierzemy newsy za pewnik, co może sprawić wrażenie, że mamy pogłębioną wiedzę w danym temacie i na podstawie tego, wysnuwamy wnioski i formułujemy opinie, które niekoniecznie są właściwe. Z przerażeniem i zdziwieniem obserwowałem, jak wiele skrajnych opinii o dramacie w Nicei pojawiło się nagle w internecie.
Nie jestem ekspertem w dziedzinie terroryzmu, ale wiem, że aby wyrobić sobie zdanie potrzebuję czasu, by zrozumieć genezę problemu, by przetworzyć informacje, które do mnie docierają. Dopiero wtedy, mając pewną podstawę, mogę mieć poczucie jakiejś wiedzy. Szkoda, ze większość z nas o tym zapomniała i przemawiała głównie przez emocje, zapominając o szacunku dla ofiar.
Internet pokazał najlepsze i najgorsze strony ludzkiej natury. Atak w Nicei był przekroczeniem pewnej etycznej granicy. Tego się już nie cofnie i prawdopodobnie takich przekazów będzie więcej.
Żyjemy w świecie, gdzie tabu przestały być egzekucje, zwłoki, śmierć, samobójstwa w wersji live.
Nie oznacza to jednak, że na taki świat musimy się godzić.
Zdjęcie: Sérgio Rola, serwis: unsplash