Doświadczyć transcendencji - Paweł Bielecki

Doświadczyć transcendencji

Istoty nieświadome są bardziej szczęśliwe 9 lutego 2017

Cała historia zaczyna się w Bieszczadach osadzonych w świecie Van Gogha. Jakby ten siedział w umyśle i kolorował na nowo magicznym pędzlem świat, który obserwuję. Kolory, ich intensywność, prężą się przed moimi oczami, chcąc tylko jednego – żebym się im przyglądał. Chmury nie płyną po niebie. One tańczą. Rękami mogę modelować ich kształt, nadawać formę, przyspieszać lub spowalniać – wyobraź to sobie jako bardzo interaktywną grę, gdzie całe otoczenie reaguje na Twoje ruchy. Pole, na którym rośnie pszenica, to złote morze falujące od delikatnego górskiego wiatru.

Niepokój, kiedy budynek oddalony o kilka kilometrów nagle się przybliża wraz ze szczytem, u podstaw którego stoi. Już to gdzieś widziałem. Ten efekt stosuje się przy niektórych scenach w filmach, kiedy łapie się focus na stojącą postać i oddala kamerę w taki sposób, że ta, jawi się nam jako mała lub wielka w stosunku do całego otoczenia.

Po kilku godzinach (?), minutach (?), stuleciach (?), opuszczamy polanę. Wracamy tą samą drogą, którą przyszliśmy, jednak nijak nie przypomina ona wcześniejszego traktu. Chemia płata nam figla i z bieszczadzkiej krainy przenosimy się wprost do Amazonii lub innego buszu, gdzie dziko, gdzie gęsto, gdzie tylko czyha śmierć, dzikie zwięrzęta i śmierć. Jednym słowem wpadamy w niemałe kłopoty. Natura wydaje się nas wciągać coraz głębiej, a las staje się ciemniejszy. W oddali słychać głosy dzieci (gdyby nie wiedza o tym, że bawią się nad strumykiem, byłoby naprawdę kiepsko).

Razem z towarzyszem mojej podróży odczuwamy wszystko dokładnie tak samo. Spoglądamy tylko porozumiewawczo na siebie, co ratuje nas przed małym obłędem. Jesteśmy na skraju paniki. Obaj czujemy, że sprawy posunęły się za daleko. Nie mamy jednak na to wpływu. Na szczęście znajdujemy drogę w dół, do doliny z której przyszliśmy.

Napotykamy na przeszkodę w postaci strumienia. Kojarzysz zapewne Beara Gryllsa. My czujemy się jak Bear Grylls przechodząc przez strumień, który sięga nam do kostek. To naprawdę moment epicki. Czujemy ulgę, gdy dostajemy się na drugi brzeg i cieszymy się, że już nie będziemy musieli robić tego ponownie.

Ławka.

Spędzamy kilka minut lub godzin siedząc na ławce nad strumieniem. I to tu dzieją się rzeczy, które zmieniają postrzeganie świata. Patrzymy się na las przed nami. Dzień i noc zmieniają się z taką szybkością, że widać tylko błyski. Przysiągłbym, że słońce przechodzi po nieboskłonie kilkaset razy, jakby ktoś puszczał przed nami timelaps kręcony przez ostatnie dwanaście miesięcy. Widzimy wiosnę, lato, jesień, zimę. Czujemy się zrośnięci z ławką, jakby jakaś siła kazała nam patrzeć na świat do końca jego istnienia. Przestrzeń wokół nas traci na jakimkolwiek znaczeniu. Z kolei umysł zajmuje się wyłącznie problemem istoty istnienia i jego sensu.

Wiem, że kiedy mija minuta, czuję się tak, jakby minęło ich trzydzieści. Wiem, że kiedy mija godzina, czuję się tak, jakby minęła minuta. Wiem to, bo spoglądam na swój telefon, który w tamtym momencie jest obiektem z innej rzeczywistości. Tej, z której wyszedłem. Obojętność na czas jest niewyobrażalna; czas po prostu nie istnieje, nie ma on w tej chwili żadnego znaczenia.

Jak to jest? Czujesz w sobie energię. Lepiej widzisz, również to, czego normalnie nie widać, więcej czujesz, zapada się czas i przestrzeń, spoglądasz na rzeczy, na które wcześniej nie zwracałeś uwagi i wiążesz to wszystko w całość.

„Każdy dźwięk rodzi się z ciszy, z powrotem w ciszę umiera, a dopóki trwa otoczony jest ciszą” – cytat, który pierwszy raz zapisałem sobie 14 lat temu, nabiera nowego sensu. Istnieje w tej ciszy, a każdy dźwięk to nasza rzeczywistość, która jest kroplą w morzu całego wszechświata.

Doświadczam czegoś, co potem nazywam pierwiastkiem boskości i mimo że nie jestem religijną osobą, to jedyne istniejące pojęcie dostępne w moim ograniczonym słowniku, którym mogę opisać to doświadczenie. Widzę świat oczami trzeciej osoby, widzę siebie siedzącego na ławce. Wiem, że chemiczny klucz otworzył coś w mojej głowie. Początkowe przerażenie zmienia się w spokój. Nie walczę. Nie mogę. I oto jestem percepcją, czystym postrzeganiem rzeczywistości, świadomością, która dała sobie spokój z tym, co ziemskie. Przenikająca teraźniejszość, poczucie trwania bez podziału na przeszłość i przyszłość.

Od 75 lat ludzie w mniejszym lub większym stopniu opuszczają na parę sekund naszą rzeczywistość, by przenieść się do świata niezrozumiałego, w którym nie ma przeszłości ani przyszłości. Jest tylko teraz. Wydobyta z naszych czeluści nieświadomość (jak to lepiej opisać?), transcendencja.

Przejmujący spokój. Wracam. I wiem, że w porównaniu z tym doznaniem, wszystko, co przeczytałem, o co się kłóciłem, czym się zachwycałem, jest niczym. Pokornieję wobec transcedentalnego doświadczenia, świata, myśli, spokoju, którego nie da się opisać słowem.

Czasami myślę o śmierci. Myślę o niej bardzo intensywnie i przeraża mnie fakt, że nagle wyłączę się z obiegu. BUM i mnie nie będzie, zniknę, cała skumulowana energia mojego ciała i umysłu rozpłynie się w powietrzu. Jeśli jednak doświadczenie śmierci jest choć trochę bliskie uczuciu bezczasowości, czystej percepcji, to jest to uczucie piękne.

[Transcendentny to inaczej wymykający się zwykłemu ludzkiemu doświadczeniu, wykraczający poza zasięg ludzkiego poznania przy pomocy podstawowych pięciu zmysłów; niepoznawalny przy użyciu dostępnych środków naukowych.] – Źródło wikipedia
[Psychodeliki, (gr. psyche, dusza, i delos, ujawnić, objawić) – grupa substancji psychoaktywnych wywołujących zmiany percepcji, świadomości, sposobu myślenia oraz sposobu odczuwania emocji.] – Źródło Wikipedia