czas być samolubnym - Paweł Bielecki

czas być samolubnym

Zapiski 8 września 2017

Kolejny dzień. Kolejny poranek. Przyjmijmy, że jestem wyspany. Jestem? Sam nie wiem. Leżę w łóżku, obserwuję kształt i kolor poduszki – jak mnie to niezwykle frapuje. Odlatują mi co chwilę myśli. To nie uczucie zobojętnienia, a uczucie bezwładności. Bez władzy sobie leżę. Bez władzy nad sobą.

Wystarczy się przemóc, by wstać. Wystarczy się przemóc, by wstać!!! Jeśli ta chwila w łóżku trwa długo, już wiem, co to oznacza. Organizm, który miał się naładować, jest dopiero w połowie cyklu ładowania. Psia mać.

Wzdycham.

Odkładanie tego, co musi nastąpić nie ma żadnego sensu. Im bardziej oszukuję się, że ta 1 minuta w łóżku dłużej coś zmieni, tym gorzej.

Jestem sfrustrowany. Zirytowany. I wiem, że śniadanie nie będzie smakować tak, jak powinno. Zmysł smaku obudzi się dopiero za kilkadziesiąt minut. Chleb jak beton. Jedynie herbata ma jako taki smak. Jem beton i piję herbatę.

Plan dnia. Podskórnie czuję, że nie wszystko pójdzie tak, jak tego oczekuję. W domu bałagan, pies potrzebuje dłuższego spaceru, dziecko robi…gdzie jest dziecko? W pokoju? Szukam. Jest! Pięć nieodebranych połączeń, a nie ma nawet godziny dziewiątej – czy oni kurna nie śpią? Jak tu cokolwiek planować, kiedy od rana ktoś plan chce zniszczyć. Pieprzyć ich. Postanowienie trwa krótko, potem oddzwaniam. Bo refleksja nadchodzi. Czasem z refluksem.

Rzuca mi na odchodne: „tylko wróć przed 15”. Mówię, że mogę spóźnić się 30 minut – jest akceptacja – ale wiem, że spóźnię się parę godzin. Czyli wieczór mam z głowy lub na głowie, w zależności od skali dramatu z jakim przyjdzie mi się zmierzyć po powrocie.

Jestem dobrym gościem. W pracy chcę pomóc każdemu, często kosztem własnych obowiązków. Wiem, że te małe rzeczy popłacają (dają rozwój), wiem również, że są pułapką (zabierają czas).

Praca. Im więcej osób w zespole, tym większe prawdopodobieństwo porażki. Rozwój tożsamy jest z ryzykiem i patologiami. Odpowiedzialność za wszystkich, to brak odpowiedzialności za siebie. Praca wykonana dobrze. Praca wykonana źle. Siadasz do poprawek i nie działają one jak Ctrl+Z lub CMD+Z (jeśli używasz Maca). I to cholerne poczucie, że jak do czegoś siądzie się samemu, zrobi się to lepiej od innych. Siadam. Jak idiota. I poprawiam. I mam ochotę coś zniszczyć, kiedy myślę, że kolejny dzień, kolejny poranek może zacząć się podobnie.

Dzień dobry Panie Zawale. Gdzie Pan się podziewa? Nie to, że Pana zapraszam, ale czuję, że gdzieś tam się Pan czai, jak ten chłopak od ulotek pod domofonem. Dzieciak zostawił stos makulatury w mojej skrzynce w zeszłym tygodniu. Gówniarz pieprzony. Wyjmę gazetkę i włożę ją komuś innemu.
Wie Pan. Mam gaz łzawiący w domu, ale nie wiem, czy nie jest Pan na to odporny. Jest Pan chujem jakby nie było, więc gaz to minimum.

Trudno jest mi z Panem wejść w polemikę. Tak, jestem kompulsywnie odpowiedzialny i przez to Pan ma do mnie słabość. Podnieca Pana mój stres, mała ilość snu, sporadyczne używki i mało chwil na zupełny relaks. Wie Pan co? Pan się pierdoli. Nie otworzę Panu drzwi do swojego serca. Dosłownie. Ach! Za bycie samolubnym, bezinteresownym, kiedyś nas karcono. Lektury uczyły nas, że wzorce wypełnione altruizmem i empatią są najszlachetniejsze. I co mi szkoła uczyniła? Pana by tu nie było, gdyby wlano we mnie więcej chama.

Mogłem pozostać lekkoduchem, to sobie przytyłem na duchu przez lata i mam za swoje. Tak wiem. Moja wina.

Pan tu jeszcze stoi? Pan mi bezczelnie wmawia, że nie chcę mieć lepszego życia? Pan gówno wie….co? Że się unoszę? Bo prawda kurwa trochę boli, to się unoszę. Ale zmienię to wszystko zanim Pan po mnie przyjdzie i nieprzyjemnie oraz brutalnie zgwałci moje życie oraz dotychczasowe priorytety. Podskórnie tego potrzebuję, tak Pana, ale liczę, że opamiętam się bez pańskiej pomocy.

Czas być samolubnym. Czas pomyśleć przede wszystkim o sobie, by móc myśleć o innych. Bo życie kurde staje się coraz ważniejsze, kiedy coraz bardziej ono ucieka.