Jeden z kolegów z branży kreatywnej powiedział mi niedawno, że muszę odkryć swój work-life balance, bo najwyraźniej zarzynam się w pracy, skoro potrafię odpisać na maila o 2. lub 3. w nocy.
Mój „anioł stróż” (nazwijmy go Marek) należy do tych osób, które w momencie wyjścia z biura swoją pracę mają generalnie w dupie. Proszę mi wybaczyć, ja tak nie potrafię i to nie dlatego, że żyję pracą. Zdaję sobie po prostu sprawę, że jest ona dość istotną częścią mojego życia i – nie oszukujmy się – z życiem właśnie się przeplata. Trudno tak po prostu wyłączyć aspekt codziennej rzeczywistości i udawać, że nie istnieje.
Coraz bardziej świadome pokolenie X oraz roszczeniowe Y-ki mocno uwypuklają potrzebę „równowagi życiowej”. Według raportu „Work-life balance. Niewykorzystany potencjał” zarówno milensialsi, jak i generacja Z (urodzeni po 1990 roku) jasno definiują swoje preferencje – chcą wyraźnego rozgraniczenia pomiędzy pracą a życiem prywatnym, tak, by mieć czas na realizowanie pozazawodowych pasji. Wystarczy zapewnić wszystkie lub niektóre potrzeby pracowników i oto mamy „równowagę życiową”.
Elastyczne godziny pracy, programy dla rodzin, praca zdalna, możliwość realizowania swojego hobby, zajęcia sportowe, dodatkowe dni wolne, szkolenia, jedzenie (koniecznie zdrowa żywność), pokoje relaksacyjne, job-sharing – kilka cech, które można podciągnąć pod work-life balance, w tłumaczeniu „równowagę życiową”. Chyba każdy z nas chciałby takiego pracodawcę, co?
Marek ma laptopa naznaczonego jabłkiem (firmowy, a jakże!), raz na 10 dni może wybrać sobie dzień, kiedy będzie pracował z domu. Niby ma elastyczne godziny pracy, ale prezes powiedział mu kiedyś, że fajnie byłoby gdyby przychodził do biura o 8. i wychodził nie później niż o 15. oraz by nie zapominał wysyłać dziennego raportu z wykonanej pracy. Marek korzysta z wielu profitów. Prezes sponsoruje wewnętrzną ligę piłkarską, przynajmniej raz w miesiącu może zabrać swoją żonę na specjalnie przygotowane zajęcia dla rodzin – ostatnio uczyli się robić sushi. Marek jest szczęśliwy i cieszy mnie szczęście Marka i jego work-life balance, z którego jest dumny, zwłaszcza kiedy wypije i opowiada o swoim niesamowitym pracodawcy. Niestety te wszystkie atrakcje wydają mi się miałkie.
Work-life balance został stworzony przez korporacje, żebyś myślał, że Twoje interesy są dla Twojego pracodawcy najważniejsze. On ma to gdzieś. Zależy mu przede wszystkim na wynikach oraz stabilizacji. Płacą Ci za to, że przychodzisz do pracy, że spędzasz w niej wyznaczoną liczbę godzin, niezależnie od tego, co robisz – im wyżej w łańcuchu pokarmowym korporacji jesteś, tym mniej możesz robić. Możesz nawet nie robić nic. Nic dziwnego, że potrzebujesz czegoś więcej.
Życie to ciągłe balansowanie
Znalezienie równowagi życiowej to mit, fałszywe przekonanie o czymś, co nie istnieje. Co więcej, jeśli żyjemy na 120% nasze życie polega właściwie na ciągłym balansowaniu. Zaangażowanie się w jedną rzecz, to mniejsza ilość czasu na coś innego, a przecież jest tyle ciekawych rzeczy do zrobienia, prawda?
Work-life balance to umiejętne marginalizowanie problemów i sztuka zarządzania swoim czasem. To nie jest pakiet korzyści pod ładnie brzmiącą angielską nazwą.
Uwikłani w codziennie obowiązki, deadline’y, projekty, szukamy rozwiązania na to, by życie było bardziej znośne – koncepcja work-life balance wydaje się bardzo kusząca. Nic dziwnego, że tak szybko trafia do naszego przekonania o jej słuszności i działa na wyobraźnię. Nie ma w tym nic złego, że chcemy dążyć do równowagi – chociaż pozornej. To nas uspokaja, kiedy wiemy, że mamy czas dla siebie, dla innych no i na pracę oczywiście.
Jestem sową. Nie potrafię pracować rano, przez co czasami mijam się ze swoimi współpracownikami w godzinach największej aktywności umysłowej. Jeśli mam odbyć spotkanie o 9 rano – zapomnij, będę daleki od stanu kompletnego skupienia. Dopasowanie i inteligentne zarządzanie czasem – to jest cel i wbrew pozorom nie jest to cel prosty. Jeśli możesz coś zrobić szybciej, skuteczniej i lepiej w godzinach uważanych powszechnie za te, w których powinieneś pić piwo i oglądać mecz, rób to! I jeśli masz to szczęście, że otoczenie Ci w tym sprzyja, cóż, zasługujesz na brawa.
Gdybym pracował za biurkiem od 8 do 16, myślę, że byłbym wielkim fanem „równowagi życiowej”, wręcz zagorzałym jej zwolennikiem. Nic bardziej nie wpływa na wymyślanie dodatkowych potrzeb w życiu, jak nieustający marazm, znudzenie, pytanie siebie „co dalej” i wmawianie, że „nie żyję na 100%”. No bo jak żyć, kiedy w pracy spędzam 5 dni w tygodniu, a na uciechy życiem pozostaje tylko popołudnie i wieczór.
Jednak najgorsze w takiej pracy byłoby to, że o godzinie 16, magicznie przestawiałbym swoje priorytety i myślenie. Zupełnie jak mój kolega zapominałbym o robocie do godziny 8 rano następnego dnia i tak w kółko. Chyba każdy z nas może potwierdzić, że wpadł kiedyś na świetny pomysł pod prysznicem, na spacerze lub siedząc na kiblu. Nigdy w pełni nie opuszczasz swojego biura, jeśli jest nim Twój umysł, nawet jeśli jesteś na wakacjach – zwłaszcza wtedy!
W momencie, kiedy próbowałem przestawić swój tryb pracy na powszechnie uznawany za normalny, kończyło się to fiaskiem. Pracuję prawdopodobnie tyle samo godzin co ty, być może nawet więcej, jeśli wliczę w to te godziny, podczas których wstaję w nocy do komputera i coś piszę, ponieważ właśnie w tej chwili czuję, ze to najlepszy pomysł na to bym robił to, co właśnie robię.
Twój pracodawca nie może zarządzać tym, co masz robić po pracy, nie powinien dawać Ci gotowych rozwiązań na spędzanie wolnego czasu, nie może Cię w tej kwestii rozleniwiać. Jest to oczywiście wygodne (te wszystkie zumby, ligi, zajęcia z gotowania, etc.), szkoda jednak w pełni oddawać „życie po pracy” kilku osobom zasiadającym w zarządzie lub specjalistom od marketingu wewnętrznego.
Nigdy nie byłem zwolennikiem pracy na siłę – coś takiego nie daje efektów. W be frank! odchodzimy od standardowego modelu pracy – czujesz, że nic dzisiaj odkrywczego nie zrobisz – nie pracuj! Po co, skoro to, co zrobisz dzisiaj, jutro będziesz musiał poprawiać, a tak, być może wymyślisz coś znacznie lepszego. I tak, wiem, że branża w której działam może być całkowicie innym światem w porównaniu z Twoim miejscem pracy. Uważam jednak, że wszędzie tam, gdzie Twoją największą wartością jest głowa, odgraniczanie życia od pracy nie ma sensu.
Co by było, gdybym spytał Cię jak wygląda Twój work-food balance, work-reading balance, work-fuck balance, work-sport balance – te pytania byłyby głupie nie sądzisz? Harmonia bywa kojąca i często jej potrzebujemy. Jest to harmonia w życiu, której częścią składową jest właśnie praca.