Większość – jeśli nie wszyscy – uważamy siebie za osoby wyjątkowe, za istnienia, które są wręcz predestynowane do tego, by osiągnąć swój cel. Większość z nas się myli.
Zwróćcie uwagę na to, że gdy przytrafi nam się coś niespodziewanego, często myślimy: „dlaczego ja?”, “przecież na to nie zasługuje!”, “przecież jestem dobrym człowiekiem!”
I na nic wtedy zdadzą się te wszystkie spotkania mentorskie, gdzie wmawia się nam, że sukces jest na wyciągnięcie ręki. Po który sięgamy i sięgamy, by potem przejść przez irytację, że ten sukces nie przyszedł, że nie był tak blisko, że nie potrafimy do niego dojść. Coaching wyrządza krzywdę powoli.
Nasiona chia, pite codziennie ze szwajcarską precyzją o 8 rano; bezglutenowa dieta; odejście od używek; codzienny jogging; przerzucone kilogramy na siłowni sprawiały, że czuliśmy się dobrze. To wszystko działa świetnie do momentu, kiedy przychodzi niespodziewane, kiedy z niespodziewanym zostajemy sami. To może być choroba, czyjaś śmierć, zawód na polu ludzkim lub zawodowym. To może być wszystko to, co sprawia, że czujesz się niczym ważnym na tym świecie. Im szybciej zrozumiesz, że jesteś mignięciem, tym lepiej.
Wydaje się, że drzemie w nas osobliwe polactwo, które sprawia, że jesteśmy zbyt delikatni wobec siebie. Byłem tu i tam i w innych kulturach tego nie wyczułem. My Polacy szukamy ulgi, wymówek, niewyobrażalnie przy tym rozczulając się nad sobą. Obrażamy się na życie za to, że nie jest naszym snem o sobie. I tak rodzi się frustracja.
Czytam tweety, blogi przepełnione jękiem istnienia (które stały się inspiracją dla tego tekstu); marudzenie, że mała liczba wejść na stronie, że marki nie chcą współpracować, że pióro nie takie jak być powinno, że niby w kontrze do internetu, ale jednak bez niego to już nic. Influenceryzm nowym narcyzmem.
Rozczulanie.
Pisanie o tych wszystkich mniejszych lub większych depresjach XXI wieku, bananowej ery wymyślonego problemu, sprawia, że twórcy tego typu szukają ofiar do pocieszenia i takie (z łatwością) znajdują. Smuci jednak fakt, że ślepo tkwią w błędnym kole, mając dookoła osoby, których jedynym zadaniem jest pocieszanie i mówienie, że nie jest źle, że jest super, że wszystko się ułoży. Uporczywe podtrzymywanie nadziei jest jak uporczywe podtrzymywanie życia – nie warto.
Mimo niepodważalnej mniejszej lub większej jakości naszego życia nie mamy niestety immunitetu na wyjątkowość, czy specjalne traktowanie, nie ważne jak dobrym byśmy byli człowiekiem, jak bardzo poukładanym. Kim bowiem jesteśmy, by to, co niespodziewane miało nas ominąć?