Człowiek – istota rozumna – zawsze kierował się odwiecznym pragnieniem panowania nad światem, nad drugim człowiekiem, a także nad własną naturą. Towarzyszyło tym działaniom pragnienie prometejskie – uszczęśliwienie ludzkości. Teraz ludzkość chce uszczęśliwiać na siłę doktryna kościoła (ile to już lat?), społeczności prawicowe, samo społeczeństwo oraz politycy.
Odpalam radio – w radiu bełkot, konfrontowanie dwóch skrajnych frakcji zawsze pcha do przekroczenia granic (kto da więcej, kto wyciągnie najcięższe działo). Media? Czy którekolwiek wyszło poza temat aborcji? Czy którekolwiek pochyliło się nad tematem i postarało nadać mu jakąś genezę, szerszą wizję? Nie. Złożoność problemu aborcji czy tematy związane z zarodkami/płodami jest tak rozległa, że nie mieści się niestety w 2 minutowym newsie. I potem wychodzimy na ulicę, ale tak naprawdę nie wiemy do końca po co. Robimy programy publicystyczne, gdzie odchodzimy od problemów zamiast się na nich skupić.
Ten wpis napisałem z myślą o tym, by wzbogacić Waszą wiedzę, byście mogli spojrzeć na aktualnie omawiane problemy szerzej biorąc pod uwagę historię oraz przyszłość. Byście zobaczyli, że aborcja nie wiąże się wyłącznie z terminem w słowniku, ale niesie za sobą również inne konsekwencje i problemy natury etycznej.
To będzie długa lektura. Zapraszam.
Tytułem wstępu
Rodzice zawsze pragną, aby ich dziecko było zdrowe – zarówno fizycznie, jak i umysłowo. Co dzieje się, gdy jednak dziecko urodzi się z poważną chorobą umysłową, z nieuleczalnymi wadami? Czy dziś – gdy możemy już bardzo wcześnie, bo w okresie prenatalnym stwierdzić istniejące wady – kobieta powinna urodzić, czy może powinna dokonać aborcji? Czy osobie, która nie może funkcjonować samodzielnie, a nawet nie posiada samoświadomości, należy przedłużać życie, czy może należy je przerwać? Na tak postawione pytania niełatwo jest udzielić odpowiedzi, bo nie chodzi tu tylko o medyczne decyzje, ale także uwarunkowania etyczne, prawne i religijne.
Rys historyczny
Czasy starożytne sprzyjały przekonaniu, że lepiej zakończyć życie, które zaczęło się fatalnie, niż próbować utrzymać je i pokonywać w trudzie wszystkie problemy, które może przynieść. W obu kulturach antycznych – greckiej i rzymskiej – ograniczano przyrost naturalny, a główną przyczyną niskiej płodności była antykoncepcja i aborcja. W rodzinie dominującą osobą był ojciec, który decydował o ilości potomstwa, mógł urodzone dziecko uznać lub nie, a na podjęcie decyzji miał 5-10 dni. Jeśli nie uznał dziecka, noworodka porzucano, np. w świątyni, na rozstajach dróg, a kto je znalazł, mógł je wychowywać, ale bez prawa adopcji.
W Rzymie porzucano dzieci, ale nie brano pod uwagę, że ktoś je znajdzie; noworodka podrzucano bestiom, często nawet topiono. Każde dziecko ułomne, z wrodzonymi wadami porzucano bez jakichkolwiek zastrzeżeń, o czym pisał Arystoteles: „W kwestii usuwania czy wychowywania noworodków winno obowiązywać prawo, by nie wychowywać żadnego dziecka wykazującego kalectwo […] liczbę urodzin prawem ograniczyć, jeśli zaś jacyś obcujący ze sobą małżonkowie poczną dziecko ponad tę liczbę, należy spowodować jego poronienie, zanim jeszcze czucie i życie w nie wstąpi”.
Aborcja nie nastręczała wówczas problemów moralnych, a jej stosowanie wiązało się z decyzją kobiety, która decydowała się na taki zabieg nie u lekarza, ale częściej u akuszerki. Kobieta wolała nie urodzić dziecka, niż urodzić je i narazić na porzucenie i śmierć głodową lub skazać na los niewolnika czy prostytutki. W obu kulturach dominował pogląd, że płód jest częścią ciała kobiety, nie ma żadnych formalnych uprawnień, a o jego losie decyduje kobieta.
Wczesne chrześcijaństwo zmodyfikowało wyżej zaprezentowane stanowisko, inspirując się Nowym Testamentem, w którym czytamy, że należy kochać bliźniego, oraz stoicyzmem głoszącym ascezę i kontemplacyjny styl życia. Współżycie seksualne miało być aktem rozwagi, a nie jak u starożytnych, aktem miłości. Chrześcijanie potępiali dzieciobójstwo, a zasada „miłości bliźniego” zobowiązywała do troski o los dzieci nowo narodzonych, a także o los płodu.
Prawo płodu do życia zostało sformułowane w etyce chrześcijańskiej w IV w. przez dwa sobory (we Wschodnim i Zachodnim Cesarstwie); podjęto też decyzję, że przerywanie ciąży będzie surowo karane (ekskomunika za cudzołóstwo i usunięcie płodu, kara 10-letniej pokuty za wywołanie poronienia). Nie określono jednak poronienia zabójstwem, co uzasadniał św. Augustyn twierdząc, że aborcja nie jest zabójstwem, dopóki płód nie ma duszy.
W XII w. papież Grzegorz IX wprowadził dekret „Si aliquis”, na podstawie którego potępiono aborcję, uznając ją – razem ze sterylizacją i stosowaniem środków antykoncepcyjnych – za zabójstwo.
Św. Tomasz z Akwinu nie przyzwalał na dokonywanie aborcji, ale nawiązując do Arystotelesa uznał, że przerywanie ciąży nie będzie zabójstwem tylko w określonym czasie (do 40-go dnia chłopcy, do 90-dnia dziewczynki) lub w czasie późniejszym, gdy zagrożone jest życie kobiety.
W myśli katolickiej pojawił się pod koniec XVI w. bardziej liberalny pogląd na aborcję za sprawą jezuity Tomása Sancheza. Jego zdaniem dekret „Si aliquis” odnieść należało do sytuacji, gdy aborcja jest „ukryciem grzechu lub lubieżności”. Zaakceptował też stanowisko św. Tomasza o aborcji w sytuacji zagrożenia życia kobiety. Dodatkowo podał trzy przypadki dopuszczające aborcję:
a) ciąża jako skutek nierządu dziewczyny, której grozi śmierć za zhańbienie domu
b) ciąża z innym mężczyzną
c) poronienie wskutek seksualnych kontaktów na początku ciąży.
Sanchez uważał także, że w tych przypadkach aborcja nie będzie grzechem, bo utrata nieuformowanej materii nie jest taką wielką stratą.
Szacunek dla ludzkiego życia a stanowisko kościoła czyli o „świętości” ludzkiego życia słów kilka.
Kościół mówi nam o szacunku dla ludzkiego życia; my również często mówimy, że życie jest święte. Czemu jednak gatunek ludzki został tak wyjątkowo przez Kościół potraktowany? Czyżby Bóg, obdarowując życiem całą naszą planetę, przywilejem zabijania obdarzył tylko człowieka? Mówiąc, że życie jest święte, nigdy nie mamy na myśli tego, że życie jako wartość sama w sobie jest święte. Gdyby tak było, nie obcinalibyśmy kurczakom szyi, nie zabijalibyśmy świni itd. Tylko życie ludzkie, a nie żadne inne uznawane jest za święte i powinno mieć szczególną wartość. Pogląd ten, mocno ugruntowany w świadomości społecznej, jest dodatkowo wspomagany przez prawo.
Odwołam się do przykładu państwa Stinsonów i ich dziecka Andrew z 1976 roku, który przywołuje Peter Singer. „Peggy Stinson, matka dziecka, była w 24 tygodniu ciąży, kiedy nastąpił przedwczesny poród. Niemowlę (nazwane Andrew), znajdowało się na granicy życia. Pomimo stanowczego stwierdzenia obojga rodziców, że nie chcą «heroizmu», lekarze, którzy zajmowali się dzieckiem, użyli wszelkich dostępnych nowoczesnych technik medycznych, by utrzymać je przy życiu przez blisko 6 miesięcy” /P. Singer, Etyka praktyczna,/. Dziecko przez pół roku było poddawane niewyobrażalnym mękom, a co więcej stan jego ciągle się pogarszał. Po paru miesiącach wszyscy zdawali sobie sprawę, że jeśli niemowlę w ogóle przeżyje, to będzie w znacznym stopniu i na stałe niepełnosprawne. Andrew był utrzymywany przy życiu tylko dlatego, że „życie jest święte” (mimo jasnego stanowiska swoich rodziców, którzy nie chcieli jego cierpień). Leczenie niemowlęcia kosztowało 104 tysiące dolarów (wg cen z 1977r. – dziś byłoby to znacznie więcej, bowiem opieka medyczna nad wcześnie urodzonymi dziećmi kosztuje ok. 1,5 tysiąca dolarów dziennie).
Czy było warto skazywać niewinne istnienie na męki? W imię jakich racji cały sztab lekarzy „medyczną przemocą” nie pozwalał zgasnąć życiu, którego ocalenie miało nikłe szanse? Odpowiedzmy sobie na to pytanie sami.
Wiara ugruntowała przekonanie, że wszyscy zrodzeni z ludzkich rodziców są nieśmiertelni, bo ich przeznaczeniem jest życie w raju. Życie ludzkie nabrało szczególnego znaczenia, gdyż przenosiło istotę w jej wieczny los. Do podobnej konkluzji może nas doprowadzić także inna doktryna mówiąca, że, stworzeni przez Boga, jesteśmy jego własnością, a zabić istotę ludzką to uzurpować sobie prawo Boga do decydowania o tym, kiedy mamy żyć i kiedy umierać. W XXI wieku wszystkie te poglądy znacząco osłabły, jednak są one zakorzenione w naszej kulturze i co jakiś czas wybuchają na nowo – czego przykładem są również ostatnie wydarzenia.
Stanowisko kościoła wobec aborcji
Niewiele jest kwestii etycznych budzących w dzisiejszych czasach skrajne emocje i zażarte spory. Aborcja, eutanazja czy zapłodnienie in vitro ekscytują uczonych, lekarzy, Kościół, etyków oraz zwykłych ludzi. Jeszcze nikomu nie udało się zamknąć tej ogólnoświatowej dyskusji, a także żadnej ze stron nie udało się przekonać oponentów. Gdyby nie religia i konserwatyzm niektórych środowisk politycznych wiele matek wychowywałoby teraz zdrowe dzieci. Rodzicielki nie byłyby obarczone ogromem obowiązków i cierpienia, nie musiałyby patrzeć, jak ich dziecko powoli gaśnie, a w końcu umiera.
Przyjrzyjmy się teraz bliżej stanowisku Kościoła, który dość jasno wypowiada się w sprawach przerywania życia czy zdefiniowania statusu osoby. Kościół istotę ludzką traktuje ze świętością od momentu poczęcia, nadaje jej też wyraz boski (odwieczny plan Boga). „Życie każdej istoty ludzkiej od momentu poczęcia winno być szanowane w sposób absolutny, ponieważ jest ona na ziemi jedynym stworzeniem, które Bóg „chciał dla niego samego”, a dusza rozumna każdego człowieka jest „bezpośrednio stworzona” przez Boga; całe jego jestestwo nosi w sobie obraz Stwórcy. Życie ludzkie jest święte, ponieważ od samego początku domaga się „stwórczego działania Boga” i pozostaje na zawsze w specjalnym odniesieniu do Stwórcy, jedynego swego celu. Sam Bóg jest Panem życia, od jego początku aż do końca. Nikt w żadnej sytuacji nie może rościć sobie prawa do bezpośredniego niszczenia niewinnej istoty ludzkiej”. / Kongregacja Nauki Wiary, Donum Vitae/ Widać tu wyraźnie, że jedyną osobą, która może „bawić” się w tworzenie lub unicestwianie życia jest sam Bóg. Naukowcy prowadząc badania nad embrionami, grają więc w niebezpieczną grę, stając się nową jakością boską decydującą o tym, kto ma żyć, a kto nie.
„Od momentu, w którym jajo zostaje zapłodnione, rozpoczyna się nowe życie, które nie jest życiem ojca lub matki, lecz nowej istoty ludzkiej rozwijającej się niezależnie od nich. Nie stałaby się ona nigdy istotą ludzką, jeśliby nią nie była od samego początku. Teza ta, oczywista i zawsze akceptowana, znajduje cenne potwierdzenie we współczesnej genetyce. Wykazała ona, że ta istota żyjąca od pierwszej chwili ma ustalony program tego, czym będzie: człowiekiem, konkretnym człowiekiem o określonych cechach charakterystycznych. Od momentu zapłodnienia rozpoczyna się historia życia ludzkiego, w którym każda z różnych zdolności wymaga czasu dla swego rozwoju i działania. Nauka ta pozostaje w mocy i została nadto potwierdzona przez najnowsze zdobycze biologii człowieka, która uznaje, że już w powstałej z zapłodnienia zygocie tworzy się tożsamość biologiczna nowej jednostki ludzkiej”.
Takie prawo uniemożliwia jakąkolwiek ingerencję (używając tu słowa „ingerencja” mam na myśli aborcję) w odniesieniu do ludzkiego embrionu czy później płodu. Według nauczania Kościoła istota ludzka powinna być szanowana i traktowana jako osoba od momentu poczęcia. Od poczęcia też należy przypisać jej prawa osoby, wśród nich zaś nienaruszalne prawo do życia każdej niewinnej istoty ludzkiej. Badania prenatalne i diagnoza przedporodowa dostarczają wielu cennych informacji dotyczących nienarodzonego dziecka. Badania te pozwalają przewidzieć i skutecznie podjąć zabiegi terapeutyczne, lekarskie czy chirurgiczne. Kościół katolicki nie zabrania posługiwania się takimi metodami, jeśli tylko integralność i życie embrionu i jego matki nie narażają ich na zbyt wielkie ryzyko.
Diagnoza przedporodowa sprzeciwia się prawu moralnemu wtedy, gdy prowadzi do przerwania ciąży. „Badania stwierdzające istnienie jakiejś deformacji płodu lub choroby dziedzicznej nie mogą pociągać za sobą wyroku śmierci. Jeśli więc kobieta poddaje się diagnozie przedporodowej ze zdecydowaną intencją przerwania ciąży w wypadku, gdyby diagnoza wykazała istnienie deformacji lub anomalię, to dopuszcza się czynu niegodziwego. Podobnie działaliby w sposób przeciwny zasadom moralnym małżonek, krewni czy ktokolwiek inny, skłaniając lub zmuszając kobietę w ciąży do podjęcia badań przedporodowych w celu ewentualnego przerwania ciąży. Byłby również odpowiedzialny za niegodziwą współpracę specjalista, który w przeprowadzaniu badania czy w podaniu jego wyników rozmyślnie przyczyniłby się lub sprzyjał ustaleniu powiązań pomiędzy badaniami przedporodowymi a przerwaniem ciąży.”
Pojawiają się jednak ogromne wątpliwości, co uczynić, jeśli na świat przychodzi niemowlę „skazane” w dniu swoich narodzin na śmierć? Co zrobić, jeśli nowo narodzone dziecko znajduje się w stanie wegetatywnym, ma uszkodzony mózg, nie może oddychać bez pomocy specjalistycznych maszyn i nie ma nadziei na jego wyleczenie? Czy ślepe bronienie embrionu płodu od chwili poczęcia ma jakieś podstawy? Usunięcie ciąży w tak skrajnych przypadkach jest swego rodzaju ratunkiem przed gigantycznym cierpieniem.
Zagadnienie niepełnosprawności
Kiedy rodzi się niepełnosprawne dziecko, dla rodziców jest to bezsprzecznie straszna wiadomość. Rodzice mogą żałować, że takie dziecko w ogóle się urodziło i jest to zrozumiałe. Czasem, nawet gdy wykryje się ciężką wadę jeszcze u płodu, to lekarze dają (wszak nikłą) szansę na to, by dziecko urodziło się zdrowe. Niektórzy rodzice chcą, by nowo narodzone dziecko, nawet najpoważniej niepełnosprawne, żyło tak długo, jak to możliwe. Co zrobić, jeśli rodzice nie chcą skazywać niemowlęcia na cierpienie?
Kwestie te są niezwykle trudne do rozstrzygnięcia. Nietrudno jest znaleźć argumenty, które uzasadnią decyzje o tym, że dzieciom z niepełnosprawnością należy zapewnić specjalistyczną opiekę i pomoc. Zupełnie inaczej jest, jeśli możemy dokonać wyboru, czy nasze dziecko ma urodzić się z jakąś wadą lub niepełnosprawnością – wybieramy oczywiście wszystkie możliwe sposoby, by urodziło się zdrowe.
Nie jest rzeczą dziwną, że rodzice pragną mieć zdrowe potomstwo, które będzie rozwijało się podobnie jak rówieśnicy. Nie ulega wątpliwości, że rodzice znacznie niepełnosprawnych nowo narodzonych niemowląt powinni móc zdecydować, czy ich niemowlę ma żyć czy umrzeć. Oczywiście, sami rodzice nie mogą podjąć takiej decyzji, ponieważ stwarzałoby to daleko idące problemy. Mogłoby się zdarzyć, że podjęta zostałaby pochopna decyzja, bądź też taka, u której podstaw leżałaby głupota rodziców przejawiająca się niechęcią do dziecka, korzyścią materialną itp. Jeśli nie sami rodzice mieliby podejmować decyzje, to kto jeszcze? Na pewno musiałby to być główny lekarz opiekujący się przyszłymi rodzicami, jak i specjalista w postaci doradcy medycznego. Ta grupa ludzi mogłaby wspólnie zadecydować, czy urodzonemu niepełnosprawnemu niemowlęciu przyniesie więcej korzyści przedłużenie życia, czy jego odebranie. Należałoby jeszcze przyjąć kolejną restrykcję dotyczącą upośledzeń. Nie każda bowiem choroba czy upośledzenie sprawia, że życie niemowlęcia staje się udręką, a możliwość wyleczenia jest większa niż możliwość śmierci. Istnieją jednak takie schorzenia, które wręcz uniemożliwiają życie nowo narodzonemu dziecku, a uporczywe podtrzymywanie życia staje się męką, przez którą przechodzi niemowlę, a także jego rodzice. Podtrzymywanie niemowlęcia chorego (bezmózgowie, trisomie 18, ciężkie formy rozszczepu kręgosłupa) sprawia, że lekarz nie niesie już pomocy, a staje się katem podtrzymującym usilnie życie.
Jedną z najpowszechniejszych niepełnosprawności przy narodzinach jest nieprawidłowy rozwój kręgosłupa, tzw. rozszczep kręgosłupa. Występuje on stosunkowo często – około jednego razu na 500 urodzeń. W cięższych przypadkach rozszczepu kręgosłupa dziecko będzie na stałe sparaliżowane od pasa w dół i nie będzie miało kontroli nad jelitami czy pęcherzem moczowym. Czasami dochodzi także do kolejnych powikłań spowodowanych przez płyn, którego nadmiar gromadzi się w mózgu. Wodogłowie, bo tak nazywa się ta przypadłość, prowadzi zazwyczaj do niepełnosprawności intelektualnej. Współczesna medycyna stara się radzić z takimi przypadkami, jednak jeśli dziecko jest dotknięte tymi chorobami w stopniu bardzo wysokim, niepełnosprawność intelektualna jest nie do przezwyciężenia.
„Niektórzy lekarze mając styczność z dziećmi cierpiącymi na ciężki rozszczep kręgosłupa sądzą, że życie najmocniej dotkniętych dzieci jest tak nieszczęśliwe, iż złem jest uciekanie się do chirurgii, by je utrzymać”. Usilnie podtrzymując takie życie skazujemy dziecko na wieczny dyskomfort, ból i niekończące się cierpienie. Istnienie takiego dziecka to istnienie od jednej operacji do drugiej, które mają zapobiec wykrzywianiu się kręgosłupa z powodu paraliżu i poprawianiu innych nieprawidłowości. Możemy powiedzieć: „dziecko żyje – to jest sukces”, ale za jaką cenę? Nie ma to nic wspólnego z ratowaniem życia i samym życiem. Jedyny sukces to odkładanie śmierci na przyszłe kartki kalendarza, to sukces podtrzymywania ulatującego życia, to sukces zadawania „humanitarnego” cierpienia.
Nie każda niepełnosprawność musi doprowadzić do tego, by niemowlęciu czy płodowi pozwalano na śmierć. Istnieją takie niepełnosprawności, które pozwalają funkcjonować przyszłym osobom w miarę normalnie. Mówiąc „osoba” uznajemy, że dotknięte niepełnosprawnością dziecko będzie mogło stać się racjonalne i samoświadome. Jedną z chorób o mniejszym stopniu niepełnosprawności jest hemofilia. Chorym na tę chorobę brakuje składnika normalnej krwi, co powoduje, że nie krzepnie ona tak, jak u normalnego człowieka; występują wydłużone krwawienia oraz (szczególnie niebezpieczne) krwotoki wewnętrzne. Brak udzielenia pomocy takiej osobie powoduje u niej stałą niepełnosprawność, a w najgorszych wypadkach śmierć. Współczesna medycyna w pewnym sensie poradziła sobie z leczeniem tej choroby. Nie są już na przykład potrzebne regularne transfuzje krwi, jednak chorzy na hemofilię ciągle muszą spędzać dużo czasu w szpitalach. Czy to sprawia, że ich życie jest daremne i niepotrzebne? Oczywiście, nie! Możemy uznać, że hemofilia jest dość dużą niepełnosprawnością, chorzy żyją ciągle „na krawędzi”, ale jest to życie zdecydowanie warte kontynuacji, pomimo wielu trudności. Wersja utylitaryzmu „uprzedniego istnienia” stwierdza w takim przypadku, że życie będzie zawierało pozytywny bilans szczęścia nad nieszczęściem. Zabicie niemowlęcia ze zdiagnozowaną hemofilią byłoby złe. Z powyższego wynika, że decyzja o zakończeniu istnienia niemowlęcia zależy od stopnia jego niepełnosprawności.
Do roku 1957 liczba niemowląt chorych na rozszczep kręgosłupa umierała młodo. Wrodzona wada objawiała się tym, że niemowlę rodziło się ze szparą w plecach, która odkrywała rdzeń kręgowy i była praktycznie nie do wyeliminowania. Ostatnio jednak lekarze znaleźli sposób, by walczyć z tą chorobą. Zaczęto stosować nowego rodzaju zastawki w systemie drenów, zakładanych w celu pozbycia się nadmiaru płynu, który normalnie gromadziłby się w głowie. Metoda stała się popularna i zaczęto ja stosować w większości szpitali. Wkrótce stało się jasne, że praktyka ratowania każdego niemowlęcia z rozszczepem kręgosłupa stała się standardowa. Z tych niemowląt, które przeżywały, wiele było znacznie niepełnosprawnych. Rozległy paraliż, liczne zniekształcenia nóg i kręgosłupa, brak kontroli nad jelitami i pęcherzem moczowym dalej były problemem. Dodatkowo często zdarzało się także, że niemowlęta były niesprawne intelektualnie. Egzystencja „uratowanych” dzieci stawała się problemem dla ich rodziców i przede wszystkim dla nich samych.
John Lorber – brytyjski lekarz, który przestudiował większość przypadków polityki aktywnego leczenia niemowląt dotkniętych rozszczepem kręgosłupa, zaproponował, aby zamiast leczyć wszystkie przypadki tej choroby, wyselekcjonować do terapii tylko te dzieci, które mają łagodną formę wady. Zwiększył też rolę rodziców, proponując, by do nich należała ostateczna decyzja – jednak rodzice, prawie zawsze akceptują rekomendacje lekarzy, toteż zwiększenie ich roli praktycznie nic nie zmieniło.
Zasada selektywnego leczenia zyskała uznanie i jest teraz praktykowana w wielu krajach. W efekcie mniej dzieci z rozszczepem kręgosłupa przeżywa niemowlęctwo. Te, które przeżywają, mają stosunkowo małe niepełnosprawności fizyczne, jak i intelektualne. Można stwierdzić, że polityka selekcji jest pożądana. Co jednak wtedy, kiedy podczas selekcji, zostanie „odrzucone” niepełnosprawne niemowlę? Lorber odpowiada, że w takich przypadkach pozostaje jedynie nadzieja na to, że niemowlę wkrótce umrze i nie będzie cierpieć. Niemowlęcia nie pozbawia się życia – pozwala mu się umrzeć. Nie podejmowane są interwencje chirurgiczne, czy też inne formy aktywnego leczenia. Uśmierza się jedynie ból i dyskomfort poszkodowanego dziecka tak dalece, jak to jest możliwe. Dla przykładu, jeśli niemowlę zarazi się jakimś wirusem (który w przypadku normalnego niemowlęcia byłby szybko zwalczony), to nie są mu podawane żadne antybiotyki. Przeżycie niemowląt nie jest pożądane – nie podejmuje się więc żadnych kroków mających na celu polepszenie zdrowia. Jest to akceptowana praktyka medyczna, choć zapewne nasycona ludzkim okrucieństwem.
W prasie medycznej niejednokrotnie zdarzało się, że lekarze opisywali przypadki, w których dopuszczano do śmierci niemowląt. Nie były to tylko przypadki związane z rozszczepem kręgosłupa, ale również z noworodkami chorymi na zespół Downa itp. Jednym z głośniejszych przypadków była sprawa „Baby Doe” z 1982 roku, która uświadomiła amerykańskiemu społeczeństwu zasady selektywnego leczenia. „Baby Doe” urodziło się z zespołem Downa i kilkoma dodatkowymi komplikacjami. Najpoważniejsza spowodowana była tym, że odcinek przewodu pokarmowego z ust do żołądka (przełyk) nie był prawidłowo ukształtowany. Oznaczało to, że noworodek nie mógł przyjmować pożywienia przez usta. Problem mógł zostać rozwiązany dzięki operacji, jednak rodzice dziecka, konsultując sytuację z położnikiem, nie zgodzili się na zabieg. Bez operacji „Baby Doe” wkrótce zmarło. Rodzice chorego dziecka uważali, iż w najlepszym interesie „Baby Doe” i całej rodziny będzie odmówić zgody na operację. Niepewność sytuacji prawnej spowodowała, że szpital skierował sprawę do sądu. Zarówno sąd okręgowy, jak i Sąd Najwyższy stanu Indiana utrzymały prawo rodziców do niewyrażenia zgody na zabieg. Jak to przeważnie bywa, sytuacją tą zainteresowały się media i podjęto próbę wniesienia sprawy do Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych. Nim jednak akta znalazły się w sądzie, dziecko zmarło.
Kierowany w tym czasie przez Ronalda Reagana rząd, który doszedł do władzy dzięki poparciu prawicowego, religijnego ruchu „moralnej większości”, wydał rozporządzenie, które mówiło, iż wszystkie niemowlęta muszą mieć zaaplikowane leczenie ratujące życie bez względu na rodzaj i stopień upośledzenia. Owo rozporządzenie spotkało się w końcu z falą krytyki i głośnym sprzeciwem Amerykańskiego Stowarzyszenia Medycznego i Amerykańskiej Akademii Pediatrii. W czasie przesłuchań sądowych chirurg ogólny Reagana i zagorzały zwolennik leczenia wszystkich niemowląt dr C. Everett Kopp musiał przyznać, że istnieją przypadki, w których sam nie podjąłby się leczenia podtrzymującego życie. Jego zdaniem są trzy takie sytuacje, w których leczenie jest niewłaściwe:
– niemowlęta bez mózgu
– niemowlęta, które (zwykle w wyniku ekstremalnej niedojrzałości) cierpią na znaczne krwawienie w mózgu i z tego powodu nie byłyby nigdy zdolne oddychać bez respiratora czy też rozpoznać drugą osobę
niemowlęta pozbawione znacznych części przewodu pokarmowego, które mogłyby być utrzymane przy życiu tylko dzięki kroplówkom dostarczającym składniki odżywcze bezpośrednio do krwi.
Wymienione sytuacje zostały zaakceptowane, ale w okrojonej formie. Pozwoliły one lekarzom na pewną swobodę w decyzjach o leczeniu. Z kolei brytyjskie sądy rozważając podobne sprawy, zaakceptowały pogląd, że jakość życia dziecka wpływa na decyzję, czy leczenie podtrzymujące życie powinno być stosowane.
Chociaż wiele osób byłoby przeciwnych, by pozwolić niepełnosprawnemu dziecku (takiemu jak np. „Baby Doe”) umrzeć, to praktycznie wielu zgodzi się, że w wypadkach znacznej niepełnosprawności pozwolenie dziecku na śmierć jest jedynym ludzkim i etycznie możliwym do zaakceptowania działaniem. Wszystko to, co napisałem powyżej, skłania do postawienia sobie pytania, dlaczego dobrze jest pozwolić niemowlętom umrzeć, a zabijanie ich jest złem. Jest to fakt niezwykle osobliwy, bo zamiast ukrócić cierpienia, lekarze ustawicznie je powiększają pozostawiając noworodki bez pomocy, wyczekując, aż w końcu umrą. Czy to jest dobre i humanitarne?
Aborcja czyli eutanazja czynna vs. eutanazja bierna
„Doktryna działań i zaniechań” utrzymuje, że ważna jest moralna różnica między zrobieniem czegoś, co ma pewne konsekwencje (np. śmierć niepełnosprawnego niemowlęcia) i zaniechaniem zrobienia czegoś, co ma takie same konsekwencje. Przyjmując słuszność tej doktryny lekarz, który daje niemowlęciu śmiercionośny zastrzyk, robi źle. Z kolei lekarz, który nie podaje dziecku żadnych utrzymujących jego zdrowie leków, doskonale wiedząc, że bez nich dziecko umrze, źle już nie robi.
Czy możemy zaakceptować tę doktrynę? Niektórzy uważają, że jest ona pierwszą zasadą etyczną, ale jest to raczej implikacja pewnego poglądu na etykę. Pogląd ten mówi nam, że „tak długo, jak nie naruszamy specyficznych reguł moralnych, które nakładają na nas określone moralne zobowiązania, robimy wszystko, czego moralność od nas wymaga.” Są to reguły, które sformułowane są podobnie jak np. dziesięć przykazań (nie zabijaj, nie kradnij) i wypowiedziane przeważnie w negatywny sposób. Powstrzymanie się od czynów, których zakazują, pozwala nam się z nich wywiązać.
Zasady moralne, które zakazują zabijania, ale akceptują „dopuszczenie do śmierci”, nie mogą być przyjęte! Gdy zastanowimy się nad nimi, prędzej czy później dojdziemy do wniosku, że nie ma wewnętrznej moralnej różnicy pomiędzy zabiciem i dopuszczeniem do śmierci. Różnicy, która będzie wyłącznie zależeć od rozróżnienia pomiędzy czynem, a jego zaniechaniem. Dopuszczenie do śmierci, inaczej zwane eutanazją bierną, jest powoli akceptowane jako humanitarne i właściwie postępowanie w określonych przypadkach. Jeśli nie ma – a sądzę, że właśnie tak jest – różnicy pomiędzy zabijaniem a dopuszczaniem do śmierci, to eutanazja czynna, tak samo jak bierna, również powinna zostać zaakceptowana jako humanitarna i właściwa w pewnych określonych przypadkach.
Eutanazja czynna w niektórych przypadkach skrajnie niepełnosprawnych noworodków może być jedynym humanitarnym i właściwym działaniem, w przeciwieństwie do eutanazji biernej, która jest procesem powolnym, przynoszącym cierpienie. W artykule, który został umieszczony w „British Medical Journal”, John Lorber przedstawił historię 25 niemowląt urodzonych z rozszczepem kręgosłupa, co do których zdecydowano, opierając się na selektywnym leczeniu, by nie były operowane. Z 25 nieleczonych niemowląt 14 nadal żyło po miesiącu, a 7 po trzech. W nazwijmy to „eksperymencie” Lorbera wszystkie niemowlęta zmarły po dziewięciu miesiącach. Czy warto było skazywać i tak już mocno poszkodowane noworodki na jeszcze większe męki? Każdy chyba przyzna, że nie! Australijska klinika, która przyjęła podejście Lorbera do rozszczepu kręgosłupa , stwierdziła, że z 79 nieleczonych niemowląt 5 żyło dłużej niż dwa lata!! Dla rodziców, a przede wszystkim dla tych niemowląt, musiało to być długotrwałe i ciężkie przeżycie.
Nikt nie poddaje w wątpliwość, że dobrze robimy, gdy zabijamy bardzo zranione lub chore zwierzę, które cierpi z powodu bólu, a szansa na jego wyleczenie jest bardzo nikła. Oto człowiek „pozwala” na „naturalny bieg zdarzeń” odstępując od leczenia – odmówienie zabicia byłoby oczywiście złe. Nasz spaczony respekt dla doktryny świętości życia ludzkiego nałożył nam permanentnie ciemne okulary na oczy. Utrudnia nam to zobaczenie i zrozumienie, że to, co jest ewidentnie złe do zrobienia kotu, psu, sarnie czy innemu zwierzęciu, jest równie złe do zrobienia niepełnosprawnemu niemowlęciu.
Pasywne sposoby zakończenia życia odsuwają w czasie śmierć. Nie jest to śmierć szybka, bezbolesna ani łatwa. Właściwie to nigdy nie wiadomo, kiedy nadejdzie. Chore niemowlę wraz ze swymi rodzicami przeżywa istne piekło do czasu swojej śmierci. Jeśli zgodzimy się z tym, że naszym celem jest szybka i bezbolesna śmierć, to nie powinniśmy pozostawiać jej przypadkowi, głupio przyglądając się, aż nadejdzie śmierć. Człowiek, jako istota obdarzona najlepszym rozumem, niemalże doskonała, jest na równi głupi, jak i mądry. Wybierając śmierć, powinniśmy upewnić się, że nastąpi w najlepszy możliwy sposób, a cierpienie będzie zniwelowane do najwyższego minimum.
Zagrożenia związane z eutanazją i aborcją.
W historii społeczeństw niejednokrotnie zdarzało się, że nawet za najwspanialszymi ideami rodziło się jakieś zło. Trzeba o tym pamiętać, kiedy rozpatrujemy tak istotne kwestie. Nikt nie chce, by kwestie te przestały służyć temu, do czego zostały powołane.
John Lorber odrzuca (o dziwo!) eutanazję czynną. „Zupełnie nie zgadzam się z eutanazją. Mimo iż jest w pełni logiczna, znajdując się w rękach ekspertów, ludzi z sumieniem, mogłaby być najbardziej ludzkim sposobem poradzenia sobie z taką sytuacją; zalegalizowanie jednak eutanazji byłoby najbardziej niebezpieczną bronią w rękach państwa, ignorantów, czy jednostek bez skrupułów. Nie trzeba sięgać daleko do historii, by wiedzieć, jakie zbrodnie mogą zostać popełnione, gdy zalegalizuje się eutanazję.”
W dyskusjach o podłożu etycznym występuje często argument „równi pochyłej”. Argument ten przestrzega nas przed sytuacją, w której w wyniku moralnej aprobaty pewnych postaw i akcji dopuszczać będzie się kolejne czyny, coraz bardziej radykalne, aż dojdzie do momentu pogodzenia się z działaniem, na które nigdy nie wyrazilibyśmy zgody przed wejściem na równię. Zalegalizowanie eutanazji stać się więc może niebezpieczną bronią w rękach np. państwa i może doprowadzić do różnego rodzaju akcji przeciwko własnemu społeczeństwu. Pierwszym krokiem może być przekonanie wszystkich, iż istnieje coś takiego jak „życie niewarte przeżycia”. Zgoda na eutanazję może także spowodować, że zmniejszy się szacunek dla ludzkiego życia. Akceptując eutanazję czynną w przypadku skrajnie niepełnosprawnych noworodków, możemy z czasem zaakceptować również eutanazję dobrowolną, niedobrowolną, a potem i inne formy pozbawiania życia w imię idei dobra społecznego.
Aborcja a prawo.
Konsekwencje restrykcyjnego prawa, które zakazują aborcji, w ogóle jej nie powstrzymają. Aborcja jawnie jest wtedy spychana do podziemia. Nierzadko zdarza się, że zabieg ten przeprowadzany jest w tzw. domowych warunkach. Szansa na powikłania po zabiegu jest również bardzo duża. Kobiety są często zdesperowane, kiedy chcą dokonać aborcji, np. gdy dowiadują się, że ich dziecko ma wadę genetyczną, a jego wychowanie i opieka przerasta ich możliwości. Udanie się do osób często niekompetentnych może przynieść wiele dramatycznych konsekwencji. Zakazanie aborcji może doprowadzić do tego, że zmniejszy się liczba dokonywanych zabiegów, ale zwiększą się także trudności i niebezpieczeństwa związane z niechcianą ciążą. Królewska Kanadyjska Komisja ds. Statusu Kobiet, uznała, że „prawo, które przynosi więcej złych skutków niż dobrych, jest złym prawem […]. Tak długo, jak długo będzie istnieć w obecnej formie, tysiące kobiet będzie je łamać”. Próby wymuszania dobrego zachowania – którym według większości nie jest usuwanie ciąży – prowadzą do konsekwencji, których nikt nie chce; nie zmieniają one także ilości złych działań.
Wykorzystanie płodu i groźba komercjalizacji
Perspektywa użycia płodów do celów medycznych podnosi pewne kontrowersyjne komentarze. Badania, które zostały przeprowadzone na płodach, wzbudziły nadzieję na wyleczenie pewnych chorób, z którymi aktualnie zmaga się ludzkość. Transplantacja tkanki, czy komórek płodu najprawdopodobniej może z powodzeniem pomóc w zwalczaniu ciężkich chorób. W porównaniu z tkankami osób dorosłych, tkanki płodu rosną lepiej po transplantacji, a prawdopodobieństwo, że zostaną odrzucone przez pacjenta jest znacznie mniejsze. Użycie tkanek płodu sugerowane byłoby w leczeniu chorób, tj. choroby Parkinsona, Alzheimera, Huntingtona i cukrzycy. Przypadki leczenia za pomocą tkanek czy komórek usuniętego płodu miały już miejsce. W jednym z przypadków przeszczepy płodowe posłużyły do ocalenia życia innego płodu. U 30-tygodniowego płodu znajdującego się w macicy zdiagnozowano ciężką chorobę systemu odpornościowego. Choroba ta została wyleczona, gdy płód dostał komórki z usuniętych płodów.
W dyskusjach na temat użycia tkanek płodowych często wskazuje się na ryzyko „współudziału” w teoretycznie przeprowadzanej aborcji. Tkanka taka mogłaby zostać dostarczona dzięki „wyhodowanej ciąży” i np. uratować życie kogoś z rodziny. Takie poświęcenie jest możliwe. Jeśli chcemy, by ukochana przez nas osoba cały czas żyła, a wiemy, że tkanki płodu mogą jej pomóc, robimy wszystko, by takie tkanki dostać.
Konflikt interesów jest także pewnym ryzykiem. Ma on miejsce, kiedy np. lekarz konsultujący ciężarną kobietę w sprawie aborcji i lekarz poszukujący tkanki płodowej dla umierającego pacjenta to ta sama osoba. W takim przypadku istnieje ryzyko, że lekarz postąpi źle.
Co wtedy, jeśli kobiety zajdą w ciążę i usuną ją nie po to, by ocalić życie tych, o których się troszczą, ale dlatego, że zapłaci się im za tkankę płodową? Groźba komercji jest wielka. Można się domyślać, że suma pieniędzy za sprzedaną tkankę płodową nie byłaby mała. Założenie, że lepiej parę miesięcy się pomęczyć i zarobić więcej niż sąsiadka, aby móc pozwolić sobie potem na więcej, jest kuszące, ale bardzo niepoprawne.
Widmo eugeniki
Eugenika (gr. eugenes = dobrze urodzony) – pojęcie wprowadzone w 1883 roku przez Francisa Galtona, kuzyna Karola Darwina, dotyczyło selektywnego rozmnażania zwierząt lub ludzi celem ulepszania gatunków z pokolenia na pokolenie, szczególnie w zakresie cech dziedziczonych. W ciągu następnych lat Galton poprawił swoją definicję, aby uwzględnić specyfikę eugeniki pozytywnej, zachęcającej do częstszego reprodukowania najlepszych osobników oraz eugeniki negatywnej, zniechęcającej do reprodukcji osobników mniej wartościowych. Inżynieria genetyczna oznacza powrót eugeniki. Nie będzie miała ona jednak charakteru znanego nam z przeszłości, nikt nie będzie sterylizowany, niczyja godność nie zostanie pogwałcona.
Nowa eugenika, dzięki postępowi w badaniach genetycznych, już pozwala lekarzom na identyfikowanie nosicieli cech recesywnych. Zanim potencjalni rodzice zdecydują się na dziecko, mogą przystąpić do takiego badania. W przyszłości będziemy mogli rozpoznać wady u zarodków, a manipulacje na komórkach linii płciowej będą mogły dać szansę eliminacji „złych” genów u wszystkich potomków danego nosiciela. Upowszechnienie i ogólna dostępność takiej terapii spowodowałaby praktycznie całkowitą eliminację danego genu z całej populacji.
Fukuyama uważa, że w odniesieniu do przyszłych technik inżynierii genetycznej należy zrezygnować z silnie nacechowanego słowa eugenika. Według niego odpowiednim słowem byłby „chów” (ang. Breeding). Dlaczego Fukuyama wybrał takie słowo? Uważa on, że w przyszłości będziemy w stanie hodować istoty ludzkie tak , jak hodujemy zwierzęta. Hodowla ta będzie jednak znacznie skuteczniejsza dzięki wysokiemu zaawansowaniu nauki. Geny, które przyszli rodzice chcieliby przekazać swoim dzieciom, będziemy mogli wybrać. Hodowla, chów to słowa w tej chwili odstręczające, dzisiaj jeszcze nie do zaakceptowania– możemy jednak przyjąć, że wraz z rozwojem biotechnologii, proces dehumanizacji będzie powoli narastał.
„Poproszę inteligentnego blondyna, o niebieskich oczach, małym stopniu agresji, średniego wzrostu, z lekką opalenizną” – tak może wyglądać odpowiedź matki na zadane przez lekarza pytanie dotyczące tego, jakie dziecko chciałaby urodzić. Manipulacje ludzkimi genami to nowa jakość eugeniki. Stoimy przed groźbą stworzenia nowego człowieka, nowej historii. Zmiana natury ludzkiej i idące za tym konsekwencje są trudne do przewidzenia, ale nieuniknione. Osiągnięciem nowoczesnej genetyki będzie „dziecko na zamówienie”. Prędzej czy później sztaby naukowców złożonych w większości z genetyków odnajdą geny odpowiadające cechom takim, jak inteligencja, wzrost, kolor oczu, kolor skóry, agresja, inteligencja itd. Użycie takiej wiedzy stworzy nowoczesne „lepsze” dziecko, pozbawione i odporne na wiele chorób. Może dojść do tego, (tak ,jak to miało miejsce w książce Aldousa Huxleya „Nowy wspaniały świat”), że każde dziecko będzie uwarunkowane. Stworzymy najlepsze, średnie i najgorsze (żeby nie powiedzieć najgłupsze) istoty, którymi będzie władać kasta najwyższa. Nikt nie będzie protestował, bo wszyscy będą mieli zapewnione to, czego potrzebują i do czego są uwarunkowani. Echo proroctwa i przestrogi Huxleya odbija się cały czas gdzieś w tle podczas dyskusji o biotechnologii.
Oczywistym jest, że postęp biotechnologii trzeba utrzymać w etycznie i moralnie bezpiecznych granicach. Władza państwowa musi uregulować prawa, by zabezpieczyć nas wszystkich przed potencjalnym złem, ale także nie hamować rozwoju, dzięki któremu ocali się wiele istnień. W związku z ogromny rozwojem techniki muszą być sformułowane międzynarodowe prawa, a osiągnięcie porozumienia między wszystkimi krajami pozwoli na utrzymanie w torach tej niebezpiecznej kolejki górskiej jaką jest biotechnologia.
Przyszłość = nadzieja.
Szybki rozwój biotechnologii może spowodować, że wszystkie wymienione do tej pory argumenty uzasadniające zabijanie płodu czy nowonarodzonego skrajnie niepełnosprawnego dziecka pójdą w zapomnienie. Szybciej i lepiej poradzimy sobie z takimi problemami jak niepełnosprawność, choroby genetyczne czy skrajne niepełnosprawności. Wraz z próbą odszyfrowania ludzkiego genomu i z sukcesem Projektu Poznania Ludzkiego Genomu z roku 2000 rozpoczęła się nowa era. Jest kwestią czasu, kiedy przyjdzie nam zobaczyć dużo poważnych zmian.
Postęp biotechnologii jest nieunikniony, a człowiek będzie musiał stanąć przed wieloma wyborami, aby potencjalnych korzyści nie przemienić w groźby, jakie może przynieść nowa technologia. „Pierwszy krok w kierunku uzyskania przez rodziców większej kontroli nad genotypem ich dzieci nie nastąpi wskutek rozwoju inżynierii genetycznej, lecz dzięki przedimplantacyjnej diagnostyce genetycznej.” Przyszli rodzice będą mogli poddać zarodki badaniom pod kątem występowania wielu chorób. Właściwe, czyli zdrowe, pozbawione niedoskonałości zarodki, będzie można przenieść bezpośrednio do macicy matki. Dzięki amniocentezie i ultrasonografii już teraz możemy wykryć wiele nieprawidłowości w przebiegu ciąży i w porę zapobiec powikłaniom, bądź dać wybór rodzicom, czy ciąża ma zostać usunięta.
Genetyk Lee Silver zaprezentował taki scenariusz przyszłości: kobieta wytwarza około setki zarodków, zleca automatyczną analizę ich „profili genetycznych”, po czym kilkoma kliknięciami myszy wybiera ten, który nie tylko nie posiada alleli warunkujących takie choroby genetyczne jak mukowiscydoza, lecz ma również zakodowane pożądane cechy, takie jak wzrost, kolor włosów czy inteligencja. Nie dysponujemy jeszcze tak zaawansowaną techniką, ale nie jest tajemnicą, że trwają prace nad technologią umożliwiającą jak najlepsze eliminowanie chorób już od najwcześniejszego okresu. Firma o nazwie Affymetrix opracowała tester, który umożliwia badanie DNA pod kątem obecności różnych markerów nowotworowych i innych schorzeń. F. Fukuyama twierdzi, że „diagnostyka przedimplantacyjna nie wymaga zdolności manipulacji DNA zarodka, lecz ogranicza wybór rodziców do takiego zakresu, które normalnie zdarzają się przy rozmnażaniu płciowym.”
Odległa przyszłość jest jednak przysłowiowym „lekiem”, który pozwoli na wyeliminowanie wszystkich chorób u noworodków czy też płodów. Przypadki takie jak trisomia, zespół Downa czy inne choroby, powodujące skrajną niepełnosprawność umysłową, będą najprawdopodobniej znane tylko z książkowych zapisów. Pamiętajmy o tym, że modyfikując, „bawiąc” się ludzkim genem możemy doprowadzić, że powstaną nowe, nieznane nam dotąd choroby i wady. Groźba biotechnologii – leku przyszłości – polega na tym, że może ona zmienić naturę ludzką, zmienić człowieka i przenieść go w nazwany przez Fukuyamę tzw. „poczłowieczy” etap historii, polegający na odebraniu nam człowieczeństwa przez biotechnologię.
Człowiek może być zbyt ślepy, zbyt podniecony przez moc doskonalenia, by od razu zobaczyć drzemiące spokojnie zło. Tacy już jesteśmy…
Pisząc ten wpis korzystałem z:
- Arystoteles, Polityka IV 14,10, tłum. L. Piotrowicz , W: Tegoż, Dzieła wszystkie, t.1, Warszawa 2003.
- Encyklopedia PWN, pod. red. Barbara Petrozolin-Skowrońska, t.II, Warszawa 1995.
- Francis Fukuyama, Koniec człowieka. Konsekwencje rewolucji biotechnologicznej, przeł. B. Pietrzyk, Kraków 2004.
- Jacek Hołówka, Etyka w działaniu, Warszawa 2001.
- Kongregacja Nauki Wiary, Donum Vitae < https://ekai.pl/biblioteka/dokumenty/x141/instrukcja-donum-vitae/>
- Kongregacja Nauki Wiary, Quaestio de abortu, < https://ekai.pl/biblioteka/dokumenty/x177/deklaracja-o-przerywaniu-ciazy-questio-de-abortu/ >
- Peter Singer, Etyka praktyczna, przeł. A. Sagan, Warszawa 2007.