O edukacji

O edukacji

Zapiski 3 września 2013

Polski system edukacji ma zapach padliny. Gdyby nie to, że rodzice inwestowali w moje zainteresowania byłbym teraz chodzącym po ulicach zombie, odbębniającym swoje „8 godzin dziennie”. Mawiałbym „byle do weekendu”, zapijał się na umór co piątek oraz ulokowałbym połowę swoich szarych komórek w mózgowym niebie.

Wydaje mi się, że znaczący wpływ na moje życie (jeszcze przed szkołą), miały klocki LEGO oraz tzw. „satelita” i dostęp do setek kanałów we wczesnych latach dziewięćdziesiątych. Klocki LEGO jak nic innego na świecie stymulowały moją wyobraźnię. Miałem całe miasto, cały posterunek policji, statki kosmiczne, statki podwodne itd. Wchodziłem w to, tworzyłem, kreowałem, budowałem świat takim jaki chciałem – to było znacznie zajmujące niż gry komputerowe (potem coś takiego poczułem grając w grę Portal). Dostęp do „satelity” dał mi z kolei możliwość nauczenia / osłuchania się z językami obcymi. Zwłaszcza angielskim. Cartoon Netwoork nadawane było wtedy tylko w tym języku.

Klasa 1-3

Piękno mego dzieciństwa trwało do czasu kiedy poszedłem do szkoły. Podstawówka była skostniała, ale nie było tak źle. Moja wychowawczyni była bardzo umuzykalniona i to właśnie muzyka była moim ulubionym przedmiotem. Śpiewanie, granie na instrumentach etc. To ona (p. Biszkont) powiedziała, że mam słuch, że nadaję się na muzyka – miała rację. Umiem tworzyć, grać na kilku instrumentach i to muzyka od lat dzieciństwa towarzyszy mi aż do teraz.

Klasa 4-6 oraz gimnazjum

Tu się zaczęło edukacyjne piekło. Wyraźnie już było widać jak śmieciowy jest tradycyjny system edukacji oparty na działaniach, które kastrują nas z kreatywności. Oryginalność przestała być promowana. JEST JEDNA RACJA grzmiały podręczniki oraz nauczyciele.

Gimnazjum to ten moment naszej edukacji, w której przestajesz być uczony, a zaczynasz być tresowany.

Efekt? Uczymy się, że popełnianie błędów jest złe. Uczeni jesteśmy, że popełniania błędów należy się wystrzec. Taka obawa jak nic innego niszczy twórcze myślenie. Boimy się „innego” podejścia do problemów, czy zadania, bo boimy się tego, że zostaniemy wyśmiani, albo wyjdziemy na głupca. To Ty pieprzona szkoło wyrywasz to co jest najpiękniejsze – kreatywność.

Gimnazjum to największa krzywda jaka mnie spotkała, to trzy zmarnowane lata mojego życia. Program za mych czasów był po prostu beznadziejny. Czy coś mi z tego okresu przydało się w życiu? Nic.

Liceum

Trafiłem do całkiem zacnego LO. Dało mi ono mnóstwo możliwości na rozwój, zwłaszcza jeśli chodzi o rzeczy niezwiązane z podręcznikową nauką. Kreatywność nie była tłumiona, zwłaszcza, że uczęszczałem do klasy „medialnej”. Przynajmniej raz w miesiącu zajmowałem się czymś, co rozwijało i było ponad podręcznikowe „must know”.

Studia

I tu następuje największe bum i rozwój, który intensywnie był mi podawany przez 3 lata dziennych studiów Filozofii na Uniwersytecie Opolskim. Nieskrępowanie myśli, erystyka, filozofia mediów, etyka, filozofia kultury, Gombrowicz i filozofia, Filozofia w literaturze, bioetyka, filozofia kultury, religia we współczesnym świecie – chłonąłem to wszystko jak nic innego przedtem. To był strzał w pysk od „wiedzy”. Śmiało mogę napisać, że to dzięki filozofii jestem tu gdzie jestem i zajmuję się tym, czym się zajmuję.

Jeśli to czytasz i zamierzasz studiować filozofię, idź na Uniwersytet Opolski – znajduje się tam jedna z najlepszych kadr w Polsce, plus klimat panujący na uczelni jest niepowtarzalny. Z wiarygodnych źródeł wiem, że Opole bije na łopatki Wrocław jeśli chodzi o Filozofię właśnie.

Po filozofii zacząłem również inny kierunek. Tym razem przeniosłem się z trybu dziennego na zaoczny. Poszedłem studiować dziennikarstwo na Uniwersytecie Wrocławskim. Nie mam pojęcia jak to się ma do innych studiów zaocznych w Polsce, ale studiowanie dziennikarstwa na UWr, to wstyd dla renomy powstałej w 1702 roku uczelni. Mam wrażenie, że tytuł magistra kupuje się tutaj za niecałe 10 tysięcy złotych. Na uczelnie nie trzeba prawie w ogóle chodzić, może są jakieś 2-3 trudniejsze egzaminy. Reszta to łatwizna. Wykłady? Zdarzają się takie, że wyrobnicy uniwersytetu czytają jak w podstawówce z kartki, powtarzając co jakiś czas zdania co by pięknie je sobie studenci zapisali.

Tytuł magistra z tej uczelni można  o kant dupy rozbić. Nie zdobędziesz tu doświadczenia, nie przygotujesz się do niczego, zwłaszcza do pracy. Zdobędziesz za to tytuł, który przelany został nie spustem zdobytej wiedzy, a pójściem na łatwiznę. Tytuł, który przynosi edukacyjną hańbę. Chyba tylko niegdysiejsza renoma Uniwersytetu broni studentów. Mimo, że uczelnie ratuje Graszewicz, Borkowski, Pułka, Lewiński oraz Morawiecki to są to tylko jednostki, w skostniałym systemie niereagującym na zmiany w świecie. O reszcie wykładowców można zapomnieć. Przynoszą oni wstyd dla tego miejsca. To jest edukacja? To jest kpina. Może to jakieś felerne lata dla tego wydziału Uniwersytetu Wrocławskiego, które trwają od jakiegoś czasu. Mam tylko nadzieję, że się skończą dla dobra przyszłych studentów.

Nie bójmy się tworzyć, nie bójmy się porażek

Studia mają pobudzać, stymulować, popychać do myślenia, do kreatywności. Powinny doskonalić, a nie kastrować, powinny uczyć, że porażka to największa nauka, a nie powód do pośmiewiska. To do tych co próbują doskonalić doskonałe, do tych co tworzą rzeczy, myśli unikatowe należał i należy świat. W świecie gdzie byle dureń może zdobyć tytuł magistra musi dojść do zmiany, aby studia ponownie stały się czymś elitarnym, dostępnym dla tych, którzy na to zasługują.

Polska edukacja jest ogromnym mechanizmem zmuszającego młodych ludzi do bezrefleksyjnego wchłonięcia określonych formuł.

Nie bójmy się tworzyć, nie dajmy się drewnianemu systemowi edukacji. Doskonalmy myślenie. Ci, którzy chcą już to robią i nie będą im do tego potrzebne żadne studia tylko zdolności, które znacznie przerosną umiejętności tych, co mogą sobie przed nazwiskiem wstawić mgr, dr itd.